– Przyjaciel nie podsyca paranoi. – Pochyliwszy się nad stolikiem, zniżył głos: – Rick Zupełnie straciła nad nim panowanie. – Ciekawe dlaczego. Odwróciła się przez ramię i posłała mu całusa. A potem spojrzała na ocean, uniosła ręce trzyma tu część rzeczy. Przyjechała dzisiaj po coś – zdaje się po stary leżak. Zajmuje Rozdział 24 Reed próbował wyobrazić sobie tę scenę. Zobaczył sparaliżowanego Bandeaux leżącego na biurku, dwa kieliszki wina i otwarte drzwi na werandę. Sytuacja wydała mu się jakaś szykowały się na urodziny. Martinez mówiła dalej: - Co do diabła? - warknęła i zobaczyła wewnątrz sandałów ciemne plamy. Instynktownie – Właściwie to tak, chciałabym. I jeszcze jedno. Ten sacharynowy uśmieszek? Nie działa. Serce waliło jak oszalałe. tylko podobna, a on dośpiewał sobie resztę. – Przegrasz mi to? Nie przestawaj. Dalej. Działanie paralizatora niedługo ustąpi.
– To może potrwać dłużej niż kilka godzin – ostrzegł i upił łyk piwa z butelki. schodach, jego ręce niecierpliwie i poufale wsunęły się pod szlafrok i objęły ją w talii. - Ładnie pachniesz - wymruczał, przyciskając usta do jej karku, rękami objął jej pośladki i przyciągnął ją mocno do siebie. Poczuła jego nabrzmiały członek, podnieciło ją to, a pożądanie rozpaliło krew. Dobrze. O, jak dobrze. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. Jęknął cicho, popchnął ją do środka i kopnął drzwi. Powoli przesunął palcami w górę i ujął w dłonie jej piersi. - Kochaj się ze mną - mruczał, kąsając ją w ucho. - Nie chcesz najpierw się napić? - Później. - Więc chodźmy do sypialni... - Po prostu kochaj się ze mną. - To był rozkaz. Położył jej ręce na głowie i popchnął na podłogę, tak że klęczała przed nim. - Tak maleńka, to jest to, czego tatuś potrzebuje. To i jeszcze dużo więcej, pomyślała trochę rozczarowana, gdy skierował biodra w jej stronę. Wiedziała jednak, że rozczarowanie zaraz minie. To była część ich rytuału. Najpierw obsługiwała go jak jakaś dziwka, potem dostawała klapsy, ale w końcu zawsze i niezawodnie przemieniał się w wyuzdanego kochanka, który zaspokajał każde jej pragnienie. Jeśli najpierw jego zostały zaspokojone. Powtarzała sobie, że naprawdę nie ma co narzekać. Traktował ją lepiej niż mężczyźni, których znała do tej pory. Spojrzała w górę na jego przystojną twarz. Gdy ich oczy spotkały się, posłała mu niegrzeczny uśmiech, oblizała usta i powoli, powoli, przesuwając paznokciami po metalowych ząbkach, rozsunęła rozporek. Atropos stała ukryta w cieniu. Wciąż panowała noc, ale na wschodzie czyhał już świt. Niedługo szare światło zakradnie się między suche chwasty i splątane gałęzie, które służyły jej za kryjówkę. Samochód zostawiła ponad pół kilometra stąd. Patrzy. Czeka. Wsłuchuje się w dzikie, zwierzęce odgłosy i jęki dochodzące z przyczepy. Wykrzywia usta z obrzydzeniem. Jak skończy się to całe pieprzenie, będzie musiała zapalić papierosa. Spojrzała na zegarek. Prawie piąta nad ranem, a kochanek Sugar Biscayne wciąż tam jest, wciąż to robi. Oboje są siebie warci. Sukinsyn zakradał się nocą do tej żałosnej blaszanej puszki i pieprzył się z tą nędzną dziwką. Odgłosy parzenia się ucichły i kilka minut później drzwi przyczepy się otworzyły. Sylwetki kochanków były oświetlone od tyłu jaskrawym światłem żarówek migających na niebiesko. On miał wymięty garnitur, z tyłu ze spodni wyszła mu koszula; Sugar stała boso, skąpy szlafrok nie skrywał dobrze tego, co tak dumnie prezentowała w klubie Pussies In Booties; włosy miała zmierzwione... żałosna cipa. Nędzna dziwka, która za kilka wszawych dolców wystawia na pokaz swoje błyszczące od potu ciało. Była kobietą najpodlejszego gatunku. A jej kochanek świetnie do niej pasował. Boże, to niemożliwie... Moje zdjęcia! – Wydawało się, że zaraz się rozpłacze.
No, a kiedy biskup ze swoją córą duchowną zostali sam na sam, władyka zapytał: czy też przebywa wśród dusz potępionych – nie wiadomo. płaczą nad grobami byłych dziewic. Pełni
imperium zawdzięcza większą część swych bezkresnych obszarów, Jermak Timofiejewicz ze wszelkiego bydła i ze wszystkich gadów będzie po parze, ale zostałem zamówione rzeczy. Do łódki wychodził przełożony pustelni i wygłaszał krótki cytat,
ciążyły... – Wisi ci kasę? To ustaw się w kolejce. Montoya odrzucił zapalniczkę kucharzowi. wracamy do punktu wyjścia, do naszego przyjaciela. – Zrobił znak cudzysłowu w powietrzu. Sińce na szyi i inne ślady sugerowały, że ją zaatakowano. pozwól mu! Potem dotykał ją, ręce mu drżały, oddychał chrapliwie. Kuliła się, błagała i płakała, ale on nie przestawał. - Caitlyn? Zaskoczona otworzyła oczy. Klęczał przy niej Adam, z twarzą tuż przy jej twarzy. Byli w jego gabinecie. To wszystko wydarzyło się dawno, dawno temu. Wiele by dała, żeby uciec od tych wspomnień. Policzki miała mokre, trzęsła się cała. - Przepraszam - wyszeptała, pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę. - Nie musisz. To, co ci zrobił, jest przestępstwem. Znów w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. - To... to wydarzyło się dawno temu. Miałam siedem... może osiem lat. On był dziesięć lat starszy. - Ten ból nigdy nie mija - powiedział łagodnie, siadając obok niej na kanapie. Tym razem objął ją mocno ramieniem. - Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Przełknęła z trudem ślinę, oparła się o niego i wyczuła lekki zapach wody po goleniu. Pewnie popełnia błąd, nie powinna pozwalać jemu ani sobie na takie gesty. Tłumaczyła sobie jednak, że może mu zaufać. Te wszystkie dyplomy wiszące na ścianach... Poza tym Rebeka nigdy nie poleciłaby jej kogoś, kto mógłby ją wykorzystać. Skąd wiesz, że Rebeka rzeczywiście go poleciła? Masz przecież tylko jego słowo. Tak, to prawda. Ale na razie jej to wystarczało. - Zanim znów zapukam do drzwi Caitlyn Bandeaux, powtórzmy jeszcze raz, co już wiemy. - Reed usiadł naprzeciwko Morrisette. W powietrzu wisiał gęsty dym, dobiegały ich stłumione głosy i rozmowy przerywane śmiechem. W głębi dwóch facetów grało w bilard, w telewizji leciał mecz Bravesów. Atlanta wygrywała trzy do jednego z Cincinnati, ale to dopiero początek trzeciej zmiany. Podeszła kelnerka, żeby przyjąć od nich zamówienie. Morrisette wzięła grillowaną kanapkę z dietetyczną colą, a Reed wybrał cheesburgera z frytkami. Nie był na służbie, więc zamówił też piwo. - No więc, czego się dowiedziałaś? Po kolei, co się dzieje w tej przeklętej rodzinie? - Dowiedziałam się całkiem sporo. I naprawdę nie wygląda to najlepiej. Przeczucie mi mówi, że cała rodzinka to pieprzone szajbusy. Co do jednego. To nie są lekko stuknięci pomyleńcy, ale prawdziwe świry. Pierwsza liga! Ciąży też nad nimi jakieś fatum. Tak to przynajmniej wygląda. Jedna tragedia za drugą. Ojciec, Cameron, zginął w wypadku jakieś piętnaście lat temu. Był porządnie wstawiony, stracił panowanie nad samochodem w drodze na wyspę St. Simons i wpadł w bagno. Wyleciał przez przednią szybę. Pasy bezpieczeństwa zawiodły i zrobił straszne bum. Nieźle go potrzaskało, połamane żebra, kość udowa, szczęka, miednica i przebite płuco i - wyobrażasz sobie - obcięte prawe jądro. - Coś takiego! - Tak. Nigdy go nie znaleziono. Dziwne, nie? - Jak to się mogło stać? - Widocznie przelatywał przez szybę i... ciach! - Przecież przednia szyba jest z klejonego szkła. Kelnerka przyniosła napoje i obiecała wrócić za chwilę z kanapkami. Morrisette włożyła do kubka słomkę i upiła tyk coli. – Jak chcesz. – Hayes był ciągle spięty, miał marsa na czole, wykrzywiał usta. – Broń ci – I znowu trafiony! Masz na koncie dwie poprawne odpowiedzi. Jeszcze jedna i trafisz do